Po prostu najzwyczajniej w świecie potrzebuję odpocząć, Przyjacielu. No bo ile można trwać z naprężonymi mięśniami, w niekończącym się stanie walczenia z czymś, ile tak dam radę? A poza tym, żeby skutecznie walczyć muszę wypoczywać, muszę nabierać sił aby być skutecznym na polu bitwy. Czasem po prostu potrzebuję zejść z pola bitwy, schronić się w bezpiecznym miejscu aby odnowić się, popatrzeć na wszystko z boku…a przede wszystkim usłyszeć głos Kogoś mądrzejszego. W bitewnym zgiełku tego głosu nie usłyszę.
A z drugiej strony stan walki bardzo uzależnia. Zauważam, że nie mogę się obejść bez tego, że ciągle jestem napięty, kontroluję to co robię (co jest oczywiście dobre), sprawdzam żeby moje myśli były zwarte w tym co właściwe (co też jest oczywiście dobre), przykładam wszelkich starań żeby nie dać się podejść wrogowi (i to też jest jak najbardziej dobre). I w ten sposób uzależniam się od walki, od tego że jest ciągle trudno, że nie mogę sobie odpuścić…bo jak sobie odpuszczę to się rozsypię (co też bywało). Ale muszę pamiętać o odpoczynku, zdrowym restarcie…dziecinnym przebywaniu w obecności Rodzica. Bo jeśli nie, jeśli ciągle bitwa to grozi mi niebezpieczeństwo.
Pervitin – uzależnienie od „Ciemnej Doliny”
To było w czasie ataku III Rzeszy na Francję, w maju 1940 roku. Niemieccy żołnierze dostawali ten środek każdego dnia. Dzięki niemu spadało u nich drastycznie poczucie zmęczenia, poczucie potrzeby snu, wzrastał pociąg do walki…a także (i tutaj wielkie niebezpieczeństwo) wzrastały bardzo skłonności do brawury (spadała obawa przed niebezpieczeństwem). Byli bardzo skuteczni…ale bardzo narażali swoje życie.
Muszę odpocząć w naturalny sposób. Zmienić czasem azymut ze „SKUTECZNOŚĆ NA POLU WALKI” na azymut „RADOŚĆ W OBJĘCIACH TATY”. W bliskiej obecności Ojca nabieram siły, leczę rany i staję się silniejszy aby znowu stać się skutecznym na polu bitwy.
Run to the Father
Jestem przede wszystkim Jego dzieckiem. Jak wielkim i silnym żołnierzem bym nie był…TO PRZEDE WSZYSTKIM JESTEM JEGO DZIECKIEM. Jeśli o tym zapomnę, to odetnę się od źródła energii, w którymś momencie po prostu polegnę w bitwie. Dlatego, że będę walczył sam, wzmacniany jedynie „pervitinem” – czyli zasobem moich własnych sił, decyzji, w oparciu o moją tylko skuteczność…i będę brawurowo szarżował. A Pan mówi, żebym odpoczął wtedy, kiedy jestem zmęczony…i że to nic złego być zmęczonym.
„Wszystko zostało mi dane od mego Ojca i nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a ja wam dam odpoczynek. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpoczynek dla waszych dusz.”
Mat 11:27-29 (UBG)
Nie potrzebuję „pervitinu”. Potrzebuję złapać z rękę Syna i dać się poprowadzić do Ojca. Potrzebuję pozwolić Synowi aby opowiedział mi o Swoim Ojcu. Po prostu potrzebuję z Nimi poprzebywać. Skoro Syn jest też Synem to ja też przede wszystkim muszę stać się synem…córką…DZIECKIEM. Skoro Syn mówi, że cała Jego moc i skuteczność pochodzi od Ojca…to ja też muszę tej mocy szukać właśnie u NIEGO. Ale przede wszystkim muszę ODPOCZĄĆ w obecności Ojca. Muszę się zgodzić z tym, że przede wszystkim jestem Jego dzieckiem i dlatego On chce abym w pierwszej kolejności był razem z Nim, w Jego ramionach potrafił odnaleźć spokój, w Jego Słowach odnalazł odpowiedź na wszystkie pytania. Chce abym w Nim się odnawiał, wzmacniał…
…A walka, no cóż…zawsze będzie.